piątek, 27 grudnia 2013

Prolog

         Sprawdziłam czy drzwi od mojego domu (właściwie to mojego ojca) są dobrze zamknięte po czym wrzuciłam klucze do skórzanej torebki. Zaczęłam kierować się w stronę furtki gdy rozbrzmiał mój telefon. -Słucham?
-Hej, czekam już na ciebie, gdzie jesteś?- usłyszałam wesoły głos mojej przyjaciółki Emily.
-Wychodzę z domu niedługo będę.- odpowiedziałam.
-Pospiesz się.
       Rozłączyłam się i przyspieszyłam kroku. Do klubu nie miałam daleko, ale nie chciałam by moja przyjaciółka długo na mnie czekała. Uwielbiałam spacery. Idąc szerokim chodnikiem rozglądałam się podziwiając dosłownie wszystko. Od przyrody, przez przejeżdżające samochody aż po roześmiane twarze ludzi, którzy mnie mijali. Może nie było tak idealnie jak jest w małych miastach, ale nie narzekałam. Londyn również jest przepiękny, pomimo dużego ruchu na ulicach. Zwolniłam gdy z daleka ujrzałam duży budynek, pod którym stało kilka osób. Ochroniarz pilnował, aby po schodkach w dół, do dużego pomieszczenia dostały się tylko pełnoletnie osoby. Kolejka była niewielka, bo dopiero zapadał zmrok, lecz pomimo tego wszyscy musieli czekać aż wybije godzina 20:00.
      Gdy byłam już blisko celu podbiegłam do Emily, aby ją przytulić.
-I jak sytuacja?- zapytałam.
-Dobrze. Niedługo zjawią się jeszcze Sam, Nicola i Sebastian.
-To jeszcze ich nie ma?- powiedziałam rozglądając się po osobach, które stoją pod dużym,czarnym szyldem z napisem "Klub NIGHT MAGIC".
Przyjaciółka zaprzeczyła. Porozmawiałyśmy chwilę, lecz nie miałyśmy dużo czasu, gdyż dochodziła godzina dwudziesta i wysoki umięśniony ochroniarz przepuścił nas abyśmy weszłyśmy do klubu. Nie było jeszcze tak głośno jak zazwyczaj jest, gdy impreza się rozkręca. Usiadłam z Emily przy barze i zamówiłyśmy tradycyjnie naszego ulubionego drinka- mojito.

       
        Muzyka dudniła w uszach. Nikt nie przejmował się niczym, ważny był tylko taniec. Każdy czuł się wolny i to było najlepsze w klubach. Śmiałam się razem z Nicolą i Sebastianem obserwując
wygłupy innych ludzi. Sam i Emily również tańczyli, ale gdzieś na boku. Po jakiejś chwili Sam podszedł do nas. Starałam się nie spuszczać wzroku z mojej przyjaciółki jednocześnie dobrze się bawiąc. Klub to również niebezpieczne miejsce a nie było przy niej nikogo znajomego komu mogłaby ufać
        Nagle wszystko jakby spowolniało. Sekundy mijały dłużej niż zwykle. Zatrzymałam się w tańcu patrząc ciągle w jeden punkt. Wysoki, przystojny mężczyzna również patrzył się na mnie. Zupełnie jakby nic innego nie istniało tylko my. Nie widziałam dokładnie jego oczu, gdyż stał daleko ode
mnie, ale wiedziałam, byłam pewna, że są równie piękne jak on. Niesforne loki opadały na jego twarz. Patrzyłam na niego do momentu, w którym usłyszałam coś strasznego. Krzyk. Miałam wrażenie, że słyszę głos Emily dlatego zaczęłam dokładnie rozglądać się po osobach w klubie, z nadzieją, że wszystko było wymysłem wyobraźni. Nie zauważyłam jej. Przestraszona wybiegłam z klubu. Oglądnęłam się i zobaczyłam, że ktoś podąża za mną. Gdy pokonałam schody, stojąc na chodniku patrzyłam panicznie we wszystkie strony mając nadzieję, że uda mi się rozszyfrować skąd pochodzi krzyk. Nawet jeśli to nie była moja przyjaciółka ktoś ewidentnie potrzebował pomocy. Pobiegłam w prawo. Skręciłam w ciemną uliczkę i.. krzyk wydobył się z moich ust. Szybkim krokiem podeszłam do zakrwawionego ciała. Nie widząc twarzy odwróciłam głowę osoby w moją stronę i łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu. Emily. Najważniejsza osoba w moim życiu właśnie leżała ze śladem postrzału w klatce piersiowej i nie oddychała.
       Chciałam działać szybko, ale coś mnie trzymało. Usłyszałam za sobą piękny głos, ktoś prawie krzyczał do mnie z brytyjskim akcentem.
-Co się tu dzieje?!
Gdy się obróciłam ujrzałam przystojnego mężczyznę z klubu. Powiedziałam, aby zadzwonił po pogotowie i to jak najszybciej. Wyciągnął telefon i wystukał numer...
-Halo? Na ulicy High Street 56 niedaleko klubu miał miejsce wypadek. Została postrzelona dziewczyna...
Po chwili rozłączył się i podszedł do mnie.
-Spokojnie, odsuń się.
Zrobiłam to co kazał. Zaczął udzielać pierwszą pomoc. Starał się do momentu, w którym przyjechała karetka. 3 panów wyskoczyło z powozu, jeden podbiegł do nas aby zobaczyć stan dziewczyny, pozostałych dwóch wyciągnęli nosze z tyłu auta.
-Jest puls!- krzyknął jeden z nich, po czym podniósł dziewczynę i położył na nosze.
-Szybko, nie traćmy czasu!- krzyknął drugi.
-Przepraszam, czy mogę zabrać się z Wami do szpitala?! -zapytałam ratowników.
-Przykro nam, ale nie.
 Patrzyłam jak karetka odjeżdża. Zaczęłam płakać. Podszedł do mnie chłopak i objął w swoje ramiona. Powiedział, że zawiezie mnie do szpitala. Zgodziłam się, lecz przystanęłam na chwile.
-Moment... Piłeś coś w klubie?
-Nie. Możemy spokojnie jechać.
Zanim weszłam do auta poszłam jeszcze po moją torebkę. Zeszłam po schodkach i zaczęłam kierować się w stronę stolika przy którym siedział Sam. Wzięłam torebkę i pomimo rzucanych pytań przez przyjaciela zignorowałam go i uciekłam. Wsiadłam do samochodu i przez całą drogę nie zamieniłam ani jednego słowa z chłopakiem z klubu. Nie byłam w stanie nawet pozbierać myśli. Widziałam przed sobą tylko obraz zakrwawionej Emily.
      Weszliśmy do szpitala.
      -Przepraszam? Przed chwilą została przywieziona tutaj postrzelona dziewczyna. Można wiedzieć gdzie teraz jest?- zapytałam pani recepcjonistki.
-4 piętro, blok operacyjny. Proszę zaczekać w korytarzu.
Podziękowałam po czym nacisnęłam okrągły guziki i dosłownie wbiegłam do windy, jakby to miało ją przyspieszyć. Zaczęłam walić w przycisk z cyfrą "4".
-Spokojnie! Ten przycisk nic Ci nie zrobił....- chłopak przytrzymał lekko moją rękę.
Nie odpowiedziałam nic, lecz uspokoiłam się. Wysiedliśmy z windy i szliśmy długim korytarzem. Gdy już zauważyłam drzwi z napisem "Blok operacyjny" usiadłam na krześle jak i mój towarzysz.
-Nie denerwuj się. Wszystko się będzie dobrze.- powiedział.
Teraz dokładnie widziałam jego oczy. Tak jak przypuszczałam, były piękne. Głęboka zieleń... Nigdy nie lubiłam nawiązywać kontaktu wzrokowego, jednak przy nim to była czysta przyjemność.
-Tak bardzo ch-chciałabym cofnąć czas i pójść do tego klubu bez niej. N-niepotrzebnie ją namawiałam- ledwo wydukałam.
-To nie Twoja wina... Nie zadręczaj się. Jestem Harry.- podał mi rękę.
-Katherine.- odwzajemniłam gest.
 ***
 Proszę, napisz w komentarzu co o tym sądzisz. 
To bardzo motywuje mnie do dalszej pracy.
Mam nadzieję, że Ci się spodobało i wrócisz tu po więcej. :) 
~Jade.  

3 komentarze:

Wyjście