czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 3: Katherine, Harry

-Słyszałem o której wczoraj wróciłaś. Nie miałaś czasem być w domu wcześniej?
-Miałam, ale nie mogłam.-odpowiedziałam na pytanie ojca, nalewając ciepły napój do mojego ulubionego kubka.
-Nie masz prawa nawet mówić, że nie mogłaś!!! Widzę, że impreza udana, nie wyglądasz dziś najlepiej. Przez następny miesiąc nie zgodzę się na takie nocne wyprawy, masz szlaban!-jego wcześniej spokojny głos przerodził się w krzyk.
-Byłam w szpitalu z Emily. Ona nie żyje. Rozumiesz?! Nie żyje! To była najgorsza noc mojego życia. I dziękuję za szlaban. Ostatnie o czym myślę to wychodzenie na zewnątrz.
Wzięłam w rękę kubek i odważnym krokiem poszłam na górę. Trzasnęłam drzwiami, odstawiłam naczynie po czym oparłam się o ścianę i zjechałam w dół, chowając twarz w dłoniach. Ledwo poczułam zimne, spływające łzy. Nie miałam już siły płakać, ale teraz to przychodziło samo. Podniosłam się i podeszłam do lustra. Po głębokim oddechu wyciągnęłam z obok stojącej komody obcisłe spodnie i śnieżno białą, luźną koszulkę. Opróżniłam kubek z ciepłego napoju po czym weszłam do łazienki nakładając make-up i rozczesując dokładnie włosy. Wywracając kołdrę odszukałam mój telefon i wsunęłam go do kieszeni. Złapałam tylko kurtkę i zbiegłam na dół. Po założeniu białych trampek byłam gotowa do wyjścia. Nie mówiąc słowa wyszłam z domu. Na zewnątrz padało i wiało, więc skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i skuliłam się. Szłam szybkim krokiem pomiędzy budynkami, do momentu, w którym ujrzałam szyldu z napisem "Kwiaciarnia u Rose". Przystanęłam po czym weszłam do sklepu zamykając za sobą drzwi. Było w nim pusto, więc podeszłam do lady i powiedziałam do ekspedientki:
-Poproszę czerwoną różę. Jak najpiękniejszą, bez dodatków. No.. Może z wstążką.
Pani w blond włosach przytaknęła po czym z bukietu kwiatów wybrała jeden najładniejszy, zawiązała złotą tasiemką i podała mi do ręki. Zapłaciłam i wyszłam.
      Gdy dotarłam do wolnej przestrzeni, gdzie znajdowały się tylko nagrobki otoczone ogromnymi drzewami przystanęłam na chwilę. Wzięłam głęboki oddech obserwując co dzieje się dookoła. Było prawie pusto, jedynie przy pojedynczych grobach ktoś odmawiał modlitwę zapewne wspominając wspaniałe chwile z osobą, której niestety już nie ma. Powolnym krokiem odnalazłam alejkę numer 4 i idąc chodnikiem rozglądałam się. "Amelia Anderson"
Znalazłam. 
Przysiadłam przy ławce obok nagrobka i położyłam na nim kwiat. Nie zastanawiając się dłużej zaczęłam mówić, zupełnie jakbym rozmawiała.
-Hej mamo. Mam nadzieję, że u ciebie wszystko okej... W przeciwieństwie do mnie... Musiałam przyjść z tobą porozmawiać. Nie mogłam już wytrzymać, natłok myśli mnie zabija. Pamiętasz jak powierzałaś Emily opiekę nade mną? Jak w ostatnich minutach życia prosiłaś, aby była moim wsparciem zawsze, nieważne co się stanie? Chciała dotrzymać słowa... Ale to się zmieniło. Jej nie ma, tak samo jak nie ma Ciebie.-otarłam łzę-Chciałabym sobie radzić, ale to jest trudne. Z tobą byłoby łatwiejsze. Bardzo tęsknie... Nie mogę się doczekać aż cię zobaczę. Wierzę, że patrzysz na mnie... Pewnie nie lubisz widzieć mnie płaczącą, huh?-zaśmiałam się-Obiecuję, że będę silna. Od dzisiaj sama będę się o siebie troszczyć, nie mam innego wyjścia. Zrobię to dla ciebie. Wiem, że gdybyś tu była bardzo byś tego chciała. Kocham cię.
Wypowiedziałam ostatnie słowa biorąc głęboki oddech. Przestałam płakać. Patrzyłam chwilę w przestrzeń wspominając dobre i te gorsze chwile z moją rodzicielką. W pewnym momencie coś odwróciło moją uwagę. Poczułam wibracje w kieszeni. Po wyjęciu telefonu ujrzałam napis "Harry". Nie zastanawiając się dłużej odebrałam.
-Halo?-powiedziałam niepewnie.
-Hej tu Harry, zdobyłem twój numer i postanowiłem do ciebie zadzwonić. Jak się czujesz?
-Uhm, dobrze..
-Jesteś tego pewna?
Harry tym pytaniem sprawił, że zaczęłam się zastanawiać. Milczałam, bo nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Czułam się dziwnie... W jednej sekundzie chciałam być silna, w drugiej już płakałam. "Być silną"-łatwo powiedzieć, trudniej dotrzymać słowa.
-Nie Harry...Nic nie jest okej.

~Harry ~
Po drugiej stronie słuchawki usłyszałem szlochanie. Natychmiast zapytałem:
-Gdzie jesteś?
-Na cmentarzu przy High Street
-Czekaj na mnie.
Pobiegłem do drzwi, aby założyć buty i narzucić płaszcz. Gdy to zrobiłem, wyszedłem z domu zamykając dokładnie drzwi. Przed domem stało kilka fanek, nie miałem jednak czasu na rozmowę z nimi. Wsiadłem do samochodu i za pomocą jednego przycisku na pilocie otworzyłem bramę po czym wyjechałem.Starałem się jechać jak najszybciej, ograniczenia prędkości nie były teraz ważne. Może to dziwne, że tak zależało mi na Katherine, bo ledwo ją znałem, ale po tym w jakim stanie zobaczyłem ją dzień wcześniej czułem się za nią odpowiedzialny.Każdy z nas kiedyś kogoś stracił i był to trudny czas.
      Przejeżdżając przez tłoczne ulice, znalazłem się pod cmentarzem. Zaparkowałem auto i pobiegłem szukać Katherine. Cmentarz nie był duży, składał się zaledwie z kilku alejek, więc po chwili ją odnalazłem.
-Nie płacz.-powiedziałem cicho.
Przytuliłem ją mocno po czym ująłem jej twarz w ręce i spojrzałem w oczy ocierając łzy. Po chwili mój wzrok odwrócił grób przy którym siedzieliśmy.
-To... To twoja mama?-spytałem niepewnie.
-Tak.Niestety.-odpowiedziała.
Kath była cała przemoknięta. Miała mokre włosy i ubranie. Nie zastanawiając się dłużej wstałem i pomogłem zrobić również to Katherine.
-Chodź, bo się przeziębisz.

Podałem kakao do jej ręki, przykryłem ją kocem i usiadłem obok. Jej humor się poprawił, rozmawiała i było widać, że czuje się lepiej.
-Już ci cieplej?
-Tak.-posłała mi uśmiech.-Mogę... Czy mogę zadać ci pytanie?
-Jasne.-zdziwiłem się.
-Straciłeś kiedyś kogoś bliskiego? Wiesz jak to jest?
-Tak, to chyba oczywiste...
-Jak sobie z tym poradziłeś?-dziewczyna zapytała wprost patrząc mi w oczy.
-No wiesz.. Nie straciłem wielu osób, ale za każdym razem było ciężko. Nawet jeśli to była tylko dziewczyna, która nadal czuła się dobrze i było z nią wszystko okej, tylko nie była już przy mnie. Bolało tak samo, ale w końcu nie myślałem o tym tak często. Najczęściej mi po prostu ktoś pomagał.
-Kto?
-No, na przykład chłopcy z zespołu. Ludzie nie wierzą, że jesteśmy nadal w zgodzie po ponad 3 latach, ale są na prawdę wspaniałymi przyjaciółmi.
-Masz szczęście przy takim wsparciu.
-Ty też możesz je mieć.-powiedziałem.
-Od kogo?
-Od nas. Ode mnie.
 Po raz pierwszy zobaczyłem tak szeroki uśmiech na twarzy Katherine. Po chwili opróżniła zawartość kubka szybkim łykiem, odstawiła go na stolik stojący obok. Zamknęła oczy dając mi do zrozumienia, że zasypia. Wstałem cicho, wziąłem naczynie i powędrowałem do kuchni. Siedząc na blacie kuchennym oraz patrząc na przyrodę za oknem długo myślałem nad słowami, które przed chwilą wypowiedziałem. Nie zapomnę o nich nigdy.
Dotrzymam słowa.
Będę tym kogo Ona teraz potrzebuje.

***
Witam!
Jak podoba się rozdział?
Mam nadzieję, że nie jest najgorszy...Publikacja przedłużyła się o kilka dni. Długo rozmyślałam nad tym co tu pisałam, usuwałam, przywracałam, wymyślałam coś nowego itd. Nie mogłam się zdecydować:D Tym razem umieściłam perspektywę Harry'ego i trochę przedłużyłam rozdział:) Liczę, że wyrazicie swoją opinię, bo bardzo mi na niej zależy. Do napisania!

1 komentarz:

Wyjście