-Słyszałem o której wczoraj wróciłaś. Nie miałaś czasem być w domu wcześniej?
-Miałam, ale nie mogłam.-odpowiedziałam na pytanie ojca, nalewając ciepły napój do mojego ulubionego kubka.
-Nie
masz prawa nawet mówić, że nie mogłaś!!! Widzę, że impreza udana, nie
wyglądasz dziś najlepiej. Przez następny miesiąc nie zgodzę się na takie
nocne wyprawy, masz szlaban!-jego wcześniej spokojny głos przerodził
się w krzyk.
-Byłam w szpitalu z Emily. Ona nie żyje. Rozumiesz?!
Nie żyje! To była najgorsza noc mojego życia. I dziękuję za szlaban.
Ostatnie o czym myślę to wychodzenie na zewnątrz.
Wzięłam w rękę
kubek i odważnym krokiem poszłam na górę. Trzasnęłam drzwiami,
odstawiłam naczynie po czym oparłam się o ścianę i zjechałam w dół, chowając twarz w dłoniach. Ledwo poczułam zimne, spływające łzy. Nie miałam już siły płakać, ale teraz to przychodziło samo. Podniosłam się i
podeszłam do lustra. Po głębokim oddechu wyciągnęłam z obok stojącej
komody obcisłe spodnie i śnieżno białą, luźną koszulkę. Opróżniłam kubek z
ciepłego napoju po czym weszłam do łazienki nakładając make-up i
rozczesując dokładnie włosy. Wywracając kołdrę odszukałam mój telefon i wsunęłam go do kieszeni. Złapałam tylko kurtkę i zbiegłam na
dół. Po założeniu białych trampek byłam gotowa do wyjścia. Nie mówiąc
słowa wyszłam z domu. Na zewnątrz padało i wiało, więc skrzyżowałam ręce
na klatce piersiowej i skuliłam się. Szłam szybkim krokiem pomiędzy
budynkami, do momentu, w którym ujrzałam szyldu z napisem
"Kwiaciarnia u Rose". Przystanęłam po czym weszłam do sklepu zamykając
za sobą drzwi. Było w nim pusto, więc podeszłam do lady i powiedziałam
do ekspedientki:
-Poproszę czerwoną różę. Jak najpiękniejszą, bez dodatków. No.. Może z wstążką.
Pani
w blond włosach przytaknęła po czym z bukietu kwiatów wybrała jeden najładniejszy, zawiązała złotą tasiemką i podała mi do ręki.
Zapłaciłam i wyszłam.
Gdy dotarłam do wolnej przestrzeni,
gdzie znajdowały się tylko nagrobki otoczone ogromnymi drzewami
przystanęłam na chwilę. Wzięłam głęboki oddech obserwując co dzieje się
dookoła. Było prawie pusto, jedynie przy pojedynczych grobach ktoś
odmawiał modlitwę zapewne wspominając wspaniałe chwile z osobą, której
niestety już nie ma. Powolnym krokiem odnalazłam alejkę numer 4 i idąc
chodnikiem rozglądałam się. "Amelia Anderson"
Znalazłam.
Przysiadłam
przy ławce obok nagrobka i położyłam na nim kwiat. Nie zastanawiając
się dłużej zaczęłam mówić, zupełnie jakbym rozmawiała.
-Hej mamo.
Mam nadzieję, że u ciebie wszystko okej... W przeciwieństwie do mnie...
Musiałam przyjść z tobą porozmawiać. Nie mogłam już wytrzymać, natłok
myśli mnie zabija. Pamiętasz jak powierzałaś Emily opiekę nade mną? Jak w
ostatnich minutach życia prosiłaś, aby była moim wsparciem zawsze,
nieważne co się stanie? Chciała dotrzymać słowa... Ale to się zmieniło.
Jej nie ma, tak samo jak nie ma Ciebie.-otarłam łzę-Chciałabym sobie
radzić, ale to jest trudne. Z tobą byłoby łatwiejsze. Bardzo tęsknie...
Nie mogę się doczekać aż cię zobaczę. Wierzę, że patrzysz na mnie...
Pewnie nie lubisz widzieć mnie płaczącą, huh?-zaśmiałam się-Obiecuję, że
będę silna. Od dzisiaj sama będę się o siebie troszczyć, nie mam innego
wyjścia. Zrobię to dla ciebie. Wiem, że gdybyś tu była bardzo byś tego
chciała. Kocham cię.
Wypowiedziałam ostatnie słowa biorąc głęboki
oddech. Przestałam płakać. Patrzyłam chwilę w przestrzeń wspominając dobre i te gorsze chwile z moją rodzicielką. W pewnym momencie coś odwróciło
moją uwagę. Poczułam wibracje w kieszeni. Po wyjęciu telefonu ujrzałam
napis "Harry". Nie zastanawiając się dłużej odebrałam.
-Halo?-powiedziałam niepewnie.
-Hej tu Harry, zdobyłem twój numer i postanowiłem do ciebie zadzwonić. Jak się czujesz?
-Uhm, dobrze..
-Jesteś tego pewna?
Harry
tym pytaniem sprawił, że zaczęłam się zastanawiać. Milczałam, bo nie
wiedziałam co mam odpowiedzieć. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Czułam
się dziwnie... W jednej sekundzie chciałam być silna, w drugiej już
płakałam. "Być silną"-łatwo powiedzieć, trudniej dotrzymać słowa.
-Nie Harry...Nic nie jest okej.
~Harry ~
Po drugiej stronie słuchawki usłyszałem szlochanie. Natychmiast zapytałem:
-Gdzie jesteś?
-Na cmentarzu przy High Street
-Czekaj na mnie.
Pobiegłem
do drzwi, aby założyć buty i narzucić płaszcz. Gdy to zrobiłem,
wyszedłem z domu zamykając dokładnie drzwi. Przed domem stało kilka fanek, nie miałem jednak czasu na rozmowę z nimi. Wsiadłem do samochodu i za
pomocą jednego przycisku na pilocie otworzyłem bramę po czym
wyjechałem.Starałem się jechać jak najszybciej, ograniczenia prędkości
nie były teraz ważne. Może to dziwne, że tak zależało mi na Katherine,
bo ledwo ją znałem, ale po tym w jakim stanie zobaczyłem ją dzień
wcześniej czułem się za nią odpowiedzialny.Każdy z nas kiedyś kogoś
stracił i był to trudny czas.
Przejeżdżając przez tłoczne ulice,
znalazłem się pod cmentarzem. Zaparkowałem auto i pobiegłem szukać
Katherine. Cmentarz nie był duży, składał się zaledwie z kilku alejek,
więc po chwili ją odnalazłem.
-Nie płacz.-powiedziałem cicho.
Przytuliłem
ją mocno po czym ująłem jej twarz w ręce i spojrzałem w oczy ocierając
łzy. Po chwili mój wzrok odwrócił grób przy którym siedzieliśmy.
-To... To twoja mama?-spytałem niepewnie.
-Tak.Niestety.-odpowiedziała.
Kath
była cała przemoknięta. Miała mokre włosy i ubranie. Nie zastanawiając
się dłużej wstałem i pomogłem zrobić również to Katherine.
-Chodź, bo się przeziębisz.
Podałem
kakao do jej ręki, przykryłem ją kocem i usiadłem obok. Jej humor
się poprawił, rozmawiała i było widać, że czuje się lepiej.
-Już ci cieplej?
-Tak.-posłała mi uśmiech.-Mogę... Czy mogę zadać ci pytanie?
-Jasne.-zdziwiłem się.
-Straciłeś kiedyś kogoś bliskiego? Wiesz jak to jest?
-Tak, to chyba oczywiste...
-Jak sobie z tym poradziłeś?-dziewczyna zapytała wprost patrząc mi w oczy.
-No
wiesz.. Nie straciłem wielu osób, ale za każdym razem było ciężko.
Nawet jeśli to była tylko dziewczyna, która nadal czuła się dobrze i
było z nią wszystko okej, tylko nie była już przy mnie. Bolało tak samo,
ale w końcu nie myślałem o tym tak często. Najczęściej mi po prostu
ktoś pomagał.
-Kto?
-No, na przykład chłopcy z zespołu.
Ludzie nie wierzą, że jesteśmy nadal w zgodzie po ponad 3 latach, ale są
na prawdę wspaniałymi przyjaciółmi.
-Masz szczęście przy takim wsparciu.
-Ty też możesz je mieć.-powiedziałem.
-Od kogo?
-Od nas. Ode mnie.
Po
raz pierwszy zobaczyłem tak szeroki uśmiech na twarzy Katherine. Po
chwili opróżniła zawartość kubka szybkim łykiem, odstawiła go na
stolik stojący obok. Zamknęła oczy dając mi do zrozumienia, że zasypia.
Wstałem cicho, wziąłem naczynie i powędrowałem do kuchni. Siedząc na
blacie kuchennym oraz patrząc na przyrodę za oknem długo myślałem nad
słowami, które przed chwilą wypowiedziałem. Nie zapomnę o nich nigdy.
Dotrzymam słowa.
Będę tym kogo Ona teraz potrzebuje.
***
Witam!
Jak podoba się rozdział?
Mam
nadzieję, że nie jest najgorszy...Publikacja przedłużyła się o kilka
dni. Długo rozmyślałam nad tym co tu pisałam, usuwałam, przywracałam,
wymyślałam coś nowego itd. Nie mogłam się zdecydować:D Tym razem
umieściłam perspektywę Harry'ego i trochę przedłużyłam rozdział:) Liczę,
że wyrazicie swoją opinię, bo bardzo mi na niej zależy. Do napisania!