wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdział 4: Katherine

      Obudziłam się, po czym badając otoczenie wzrokiem próbowałam przypomnieć sobie gdzie jestem. Po chwili w mojej głowie pojawił się obraz sprzed kilku godzin. Przypomniałam sobie o tym co Harry mówił zanim zasnęłam i uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Teraz czułam się bezpieczna i silna. Powoli odkrywając koc, wstałam i zrobiłam kilka kroków w poszukiwaniu przyjaciela. Drzwi od jednego pokoju były otwarte, więc zajrzałam tam. Zobaczyłam Harrego siedzącego przy biurku, z gitarą w ręce notując coś na kartce. Oparłam się o futrynę krzyżując ręce i przyglądając się chłopakowi. Po chwili pokazał gestem, abym do niego podeszła i przysunął drugie krzesło obok siebie. Pokój wyglądem przypominał mini studio... Znajdowało się tu kilka instrumentów, mikrofon oraz sporo sprzętu, którego nawet nie potrafię nazwać, ale myślę, że służył do obróbki nagranej muzyki. Uwielbiałam muzykę, choć nie zostałam obdarzona dużym talentem. 
-Piszesz piosenkę?-zapytałam.-O czym jest?
-Właściwie sam nie wiem. Często po prostu zasiadam i notuję to co przyjdzie mi do głowy, a połowa napisanych przeze mnie piosenek nie ujrzała i nie ujrzy światła dziennego.-uśmiechnął się. -Jeśli chcesz mogę ci coś zagrać.
-Chętnie posłucham.-kiwnęłam głową.
      Po chwili Harry zaczął grać powolną melodię. Patrzyłam na jego twarz, wyrażającą różne emocje. Na usta, które poruszały się wraz z wyśpiewanymi słowami, oczy, które przez dłuższy czas były zamknięte. Palce, które układały się w różne chwyty. Niektóre z nich nawet mogłam rozpoznać. Przyglądałam się mu badawczo, rozkoszując się piękną melodią i jego lekko zachrypniętym głosem. Znajdował się zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Odprężyłam się, lecz po niecałej minucie, odgłos strun, wraz z głosem Harry'ego ucichł.
-Na prawdę masz talent.-powiedziałam.
-Dziękuję-uśmiechnął się uroczo.
      Ma piękne dołeczki.
-Potrafisz na czymś grać?- zapytał.
-Hmm... Na nerwach? Owszem.-uśmiechnęłam się.-A tak po za tym to nie bardzo. Kiedyś  gdy przychodziłam do Em...-głos załamał mi się na moment, ale postanowiłam po prostu to przełknąć i mówić dalej- czasami próbowała mi pokazywać różne chwyty, czasami coś brząkałam, ale od zawsze uważałam to za coś bardzo trudnego.
-Uwierz mi, to bardzo proste.
      Przesunął gitarę tak, abym mogła złapać gryf w lewą rękę. Pudło rezonansowe znajdowało się pomiędzy nami. Harry przysunął się, teraz nasze ramiona się stykały. Ujął moje palce w dłoń i zaczął układać je na pierwszym i drugim progu, przyciskając do strun. Za każdym jego dotykiem, moje ciało przeszywała fala ciepła.
-Przyciśnij mocno.-Powiedział spokojnie.
      Gdy to zrobiłam, Harry płynnym ruchem szarpnął  za struny. Skrzywiłam się na dźwięk nieczystej melodii.
     -Spróbuj jeszcze raz. To kwestia praktyki.
Jego uśmiech dodał mi otuchy, więc postanowiłam go posłuchać. Przycisnęłam mocniej, starając się, aby nie wkroczyć na granicę pozostałych strun. Tym razem poczułam się mile zaskoczona, ponieważ usłyszałam czysty i ładny dźwięk wydobywający się z gitary.
-Widzisz? To nie takie trudne.
      Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, lecz potem odwróciłam wzrok. Wstałam i powolnym krokiem przemierzyłam niewielkie studio.
-Dużo piosenek tutaj powstaje?-Zapytałam.
-Właściwie nie wiele. To tylko takie miejsce, w którym testujemy nasze pomysły. Czasami przychodzę tu i nagrywam jakieś swoje wymysły, a po za tym niewiele tu się dzieje. Single i tak muszą powstawać w profesjonalnym studiu. Piosenki na album też.
-Cały zespół tu mieszka?-zapytałam niepewna, czy jesteśmy tutaj sami.
-Generalnie to mój dom. Ale jesteśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi, a moje mieszkanie jest największe, więc większość czasu spędzamy razem tutaj.-Zaśmiał się cicho.-Każdy z chłopców ma własny pokój i nie ma reguły kto gdzie mieszka. Apropos tego... Dzisiaj ich poznasz. Myślę, że się polubicie.
***
Krótko, ale jest! Pół roku mnie tutaj nie było, za co chciałam przeprosić, ale niestety, musiałam zająć się nauką. :) Wydaje mi się, że i tak niewiele to zmienia, ponieważ nie mam dużo czytelników. Tak czy siak, jeśli dotrwałaś/eś już do tego momentu, bardzo dziękuję Ci za poświęcenie chwili na przeczytanie tego. Proszę zostaw komentarz ze swoją opinią, to bardzo pomaga! Jutro postaram dodać się dłuższy rozdział, oraz bardziej ciekawy. Będzie się działo :) Zapraszam do czytania następnych rozdziałów <3 
~Jade.
      

czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 3: Katherine, Harry

-Słyszałem o której wczoraj wróciłaś. Nie miałaś czasem być w domu wcześniej?
-Miałam, ale nie mogłam.-odpowiedziałam na pytanie ojca, nalewając ciepły napój do mojego ulubionego kubka.
-Nie masz prawa nawet mówić, że nie mogłaś!!! Widzę, że impreza udana, nie wyglądasz dziś najlepiej. Przez następny miesiąc nie zgodzę się na takie nocne wyprawy, masz szlaban!-jego wcześniej spokojny głos przerodził się w krzyk.
-Byłam w szpitalu z Emily. Ona nie żyje. Rozumiesz?! Nie żyje! To była najgorsza noc mojego życia. I dziękuję za szlaban. Ostatnie o czym myślę to wychodzenie na zewnątrz.
Wzięłam w rękę kubek i odważnym krokiem poszłam na górę. Trzasnęłam drzwiami, odstawiłam naczynie po czym oparłam się o ścianę i zjechałam w dół, chowając twarz w dłoniach. Ledwo poczułam zimne, spływające łzy. Nie miałam już siły płakać, ale teraz to przychodziło samo. Podniosłam się i podeszłam do lustra. Po głębokim oddechu wyciągnęłam z obok stojącej komody obcisłe spodnie i śnieżno białą, luźną koszulkę. Opróżniłam kubek z ciepłego napoju po czym weszłam do łazienki nakładając make-up i rozczesując dokładnie włosy. Wywracając kołdrę odszukałam mój telefon i wsunęłam go do kieszeni. Złapałam tylko kurtkę i zbiegłam na dół. Po założeniu białych trampek byłam gotowa do wyjścia. Nie mówiąc słowa wyszłam z domu. Na zewnątrz padało i wiało, więc skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i skuliłam się. Szłam szybkim krokiem pomiędzy budynkami, do momentu, w którym ujrzałam szyldu z napisem "Kwiaciarnia u Rose". Przystanęłam po czym weszłam do sklepu zamykając za sobą drzwi. Było w nim pusto, więc podeszłam do lady i powiedziałam do ekspedientki:
-Poproszę czerwoną różę. Jak najpiękniejszą, bez dodatków. No.. Może z wstążką.
Pani w blond włosach przytaknęła po czym z bukietu kwiatów wybrała jeden najładniejszy, zawiązała złotą tasiemką i podała mi do ręki. Zapłaciłam i wyszłam.
      Gdy dotarłam do wolnej przestrzeni, gdzie znajdowały się tylko nagrobki otoczone ogromnymi drzewami przystanęłam na chwilę. Wzięłam głęboki oddech obserwując co dzieje się dookoła. Było prawie pusto, jedynie przy pojedynczych grobach ktoś odmawiał modlitwę zapewne wspominając wspaniałe chwile z osobą, której niestety już nie ma. Powolnym krokiem odnalazłam alejkę numer 4 i idąc chodnikiem rozglądałam się. "Amelia Anderson"
Znalazłam. 
Przysiadłam przy ławce obok nagrobka i położyłam na nim kwiat. Nie zastanawiając się dłużej zaczęłam mówić, zupełnie jakbym rozmawiała.
-Hej mamo. Mam nadzieję, że u ciebie wszystko okej... W przeciwieństwie do mnie... Musiałam przyjść z tobą porozmawiać. Nie mogłam już wytrzymać, natłok myśli mnie zabija. Pamiętasz jak powierzałaś Emily opiekę nade mną? Jak w ostatnich minutach życia prosiłaś, aby była moim wsparciem zawsze, nieważne co się stanie? Chciała dotrzymać słowa... Ale to się zmieniło. Jej nie ma, tak samo jak nie ma Ciebie.-otarłam łzę-Chciałabym sobie radzić, ale to jest trudne. Z tobą byłoby łatwiejsze. Bardzo tęsknie... Nie mogę się doczekać aż cię zobaczę. Wierzę, że patrzysz na mnie... Pewnie nie lubisz widzieć mnie płaczącą, huh?-zaśmiałam się-Obiecuję, że będę silna. Od dzisiaj sama będę się o siebie troszczyć, nie mam innego wyjścia. Zrobię to dla ciebie. Wiem, że gdybyś tu była bardzo byś tego chciała. Kocham cię.
Wypowiedziałam ostatnie słowa biorąc głęboki oddech. Przestałam płakać. Patrzyłam chwilę w przestrzeń wspominając dobre i te gorsze chwile z moją rodzicielką. W pewnym momencie coś odwróciło moją uwagę. Poczułam wibracje w kieszeni. Po wyjęciu telefonu ujrzałam napis "Harry". Nie zastanawiając się dłużej odebrałam.
-Halo?-powiedziałam niepewnie.
-Hej tu Harry, zdobyłem twój numer i postanowiłem do ciebie zadzwonić. Jak się czujesz?
-Uhm, dobrze..
-Jesteś tego pewna?
Harry tym pytaniem sprawił, że zaczęłam się zastanawiać. Milczałam, bo nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Czułam się dziwnie... W jednej sekundzie chciałam być silna, w drugiej już płakałam. "Być silną"-łatwo powiedzieć, trudniej dotrzymać słowa.
-Nie Harry...Nic nie jest okej.

~Harry ~
Po drugiej stronie słuchawki usłyszałem szlochanie. Natychmiast zapytałem:
-Gdzie jesteś?
-Na cmentarzu przy High Street
-Czekaj na mnie.
Pobiegłem do drzwi, aby założyć buty i narzucić płaszcz. Gdy to zrobiłem, wyszedłem z domu zamykając dokładnie drzwi. Przed domem stało kilka fanek, nie miałem jednak czasu na rozmowę z nimi. Wsiadłem do samochodu i za pomocą jednego przycisku na pilocie otworzyłem bramę po czym wyjechałem.Starałem się jechać jak najszybciej, ograniczenia prędkości nie były teraz ważne. Może to dziwne, że tak zależało mi na Katherine, bo ledwo ją znałem, ale po tym w jakim stanie zobaczyłem ją dzień wcześniej czułem się za nią odpowiedzialny.Każdy z nas kiedyś kogoś stracił i był to trudny czas.
      Przejeżdżając przez tłoczne ulice, znalazłem się pod cmentarzem. Zaparkowałem auto i pobiegłem szukać Katherine. Cmentarz nie był duży, składał się zaledwie z kilku alejek, więc po chwili ją odnalazłem.
-Nie płacz.-powiedziałem cicho.
Przytuliłem ją mocno po czym ująłem jej twarz w ręce i spojrzałem w oczy ocierając łzy. Po chwili mój wzrok odwrócił grób przy którym siedzieliśmy.
-To... To twoja mama?-spytałem niepewnie.
-Tak.Niestety.-odpowiedziała.
Kath była cała przemoknięta. Miała mokre włosy i ubranie. Nie zastanawiając się dłużej wstałem i pomogłem zrobić również to Katherine.
-Chodź, bo się przeziębisz.

Podałem kakao do jej ręki, przykryłem ją kocem i usiadłem obok. Jej humor się poprawił, rozmawiała i było widać, że czuje się lepiej.
-Już ci cieplej?
-Tak.-posłała mi uśmiech.-Mogę... Czy mogę zadać ci pytanie?
-Jasne.-zdziwiłem się.
-Straciłeś kiedyś kogoś bliskiego? Wiesz jak to jest?
-Tak, to chyba oczywiste...
-Jak sobie z tym poradziłeś?-dziewczyna zapytała wprost patrząc mi w oczy.
-No wiesz.. Nie straciłem wielu osób, ale za każdym razem było ciężko. Nawet jeśli to była tylko dziewczyna, która nadal czuła się dobrze i było z nią wszystko okej, tylko nie była już przy mnie. Bolało tak samo, ale w końcu nie myślałem o tym tak często. Najczęściej mi po prostu ktoś pomagał.
-Kto?
-No, na przykład chłopcy z zespołu. Ludzie nie wierzą, że jesteśmy nadal w zgodzie po ponad 3 latach, ale są na prawdę wspaniałymi przyjaciółmi.
-Masz szczęście przy takim wsparciu.
-Ty też możesz je mieć.-powiedziałem.
-Od kogo?
-Od nas. Ode mnie.
 Po raz pierwszy zobaczyłem tak szeroki uśmiech na twarzy Katherine. Po chwili opróżniła zawartość kubka szybkim łykiem, odstawiła go na stolik stojący obok. Zamknęła oczy dając mi do zrozumienia, że zasypia. Wstałem cicho, wziąłem naczynie i powędrowałem do kuchni. Siedząc na blacie kuchennym oraz patrząc na przyrodę za oknem długo myślałem nad słowami, które przed chwilą wypowiedziałem. Nie zapomnę o nich nigdy.
Dotrzymam słowa.
Będę tym kogo Ona teraz potrzebuje.

***
Witam!
Jak podoba się rozdział?
Mam nadzieję, że nie jest najgorszy...Publikacja przedłużyła się o kilka dni. Długo rozmyślałam nad tym co tu pisałam, usuwałam, przywracałam, wymyślałam coś nowego itd. Nie mogłam się zdecydować:D Tym razem umieściłam perspektywę Harry'ego i trochę przedłużyłam rozdział:) Liczę, że wyrazicie swoją opinię, bo bardzo mi na niej zależy. Do napisania!

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 2: Katherine

       Patrzyłam na zapłakaną twarz mamy mojej przyjaciółki rozmawiającej z doktorem. Zaraz obok niej stał jej mąż. Klepał ją po ramieniu i mówił, aby się nie denerwowała pomimo tego, że sam płakał. Ten widok był okropny. Nigdy nie pomyślałabym, że coś takiego może się stać. Już raz straciłam kogoś ważnego dla mnie. Kogoś tak samo ważnego jak Emily. Po tym wszystkim chciałam znaleźć tego kto zrobił krzywdę mojej przyjaciółce, tego kto postanowił zrujnować mi życie. Wiem, że to nie byłoby dobrym rozwiązaniem, ale chciałam ukarać go, tak jak on ukarał mnie. Lekarz popatrzył teraz na mnie i zwrócił się do wszystkich.
-Proszę się nie zamartwiać. Jest bardzo późno, więc jedźcie do domu, Wasza wizyta tutaj i tak nic nie da. Uspokójcie się i wy...-skierował się do rodziców Emily.-...przyjedźcie jutro rano. Trzeba przeprowadzić śledztwo, ale tym zajmie się już policja. Oczywiście możecie odmówić.
 -Nie odmówimy. Chcemy to zrobić.-kobieta popatrzyła w moją stronę- Powinnaś już iść Katherine.
Wstałam, podeszłam do mamy mojej przyjaciółki i przytuliłam ją mocno. Szepnęła tylko, że wszystko będzie dobrze i odeszłam. Właśnie zdałam sobie sprawę, że moja torebka znajdowała się w aucie Harrego i nie mam nawet czym wrócić. Mój tato nie odbierze, nie będzie przejęty i nie przyjedzie po mnie. Co mam więc zrobić? Gdy zadzwonię po Harrego, aby przyjechał musiałabym go przeprosić. A gdy go przeproszę wyjdzie na to, że robię to, bo mam interes. Wiem kto mi pomoże! Muszę zadzwonić po Em-... Wybuchłam płaczem. Teraz nie było kogoś na kogo zawsze mogę liczyć od wielu, wielu lat. Wybiegłam ze szpitala i usiadłam na schodkach przed nim. Musiałam się uspokoić. Nie wiedziałam jeszcze co zrobić, więc po prostu zaczęłam iść przed siebie. Było po północy. Otaczała mnie tylko ciemność, od czasu do czasu napotkałam jakąś latarnię, która oświetlała okolicę. Nie byłam w stanie wiele zobaczyć. Myślę, że szok tak na mnie reagował, gdyby nie to na pewno już byłabym w drodze do domu- oczywiście jakiejś lepszej. Spacer po pustych ulicach nie był dobrym pomysłem. Chyba żadna osoba, której przed chwilą zginęła ważna osoba przez napad i atak, nie zdecydowała się na to co właśnie robiłam. Pomimo tego jak dłużył mi się czas, szłam dopiero jakieś dwie minuty. Mijając przystanek usłyszałam za sobą klakson. Obróciłam się i zobaczyłam samochód Harrego. Chłopak zamrugał światłami po czym pokazał ręką abym wsiadła. Tak też zrobiłam. Nie wiedziałam co powiedzieć gdy ponownie go ujrzałam. Z jednej strony było mi głupio, z drugiej- nadal nie zmieniłam o nim zdania.
-Przepraszam.- powiedziałam cichym, ale pewnym głosem. Chciałam mieć to już za sobą.
-Nie masz za co, przyzwyczaiłem się. Na tylnym siedzeniu leży twoja torebka. Weź ją i powiedz mi gdzie mieszkasz a cię odwiozę.
-Dziękuję.
      Sięgnęłam do tyłu po czym sprawdziłam czy nie zgubiłam kluczy od domu. Były, więc podałam Harremu dokładny adres swojego zamieszkania. Chłopak ruszył z miejsca. Przez chwilę jechaliśmy w całkowitej ciszy co było lekko krępujące, jednak po chwili Harry włączył radio i rozpoczął rozmowę.
-Mieszkasz sama?-zapytał.
-Nie, z moim ojcem.
-A mama?-nienawidziłam tego pytania. Myślałam, że czas leczy rany, ale to pytanie bolało tak samo za każdym razem.
-Umarła 4 lata temu na raka.
-Przepraszam..Przykro mi. To okropna choroba.-szybko zmienił temat- Masz jakieś zainteresowania...?
-Nie mam zbyt wiele czasu na zajęcia dodatkowe. Czasami łapię za pędzel i po prostu rysuję to co czuję. To dziwne, ale relaksuje mnie. A Ty?
-Nie jestem bardzo utalentowanym chłopakiem. Zawsze byłem znany jako niezdara.-roześmialiśmy się.
-A zespół?-zapytałam niepewnie.
-To chyba moja jedyna odskocznia i to co wychodzi mi w miarę dobrze.-wziął głęboki oddech.-Ale często nie mam do tego nerwów... Wiesz menadżerowie i kłótnie pomiędzy nami, oprócz tego natrętni paparazzi i psychiczni fani... Nie wszystko jest takie łatwe.
-Rozumiem.
Bardzo łatwo mi się z nim rozmawiało. Sprawił, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech pomimo ogromnego smutku jaki odczuwałam. Zaimponował mi, ale nie miałam zamiaru tego okazać w żaden sposób. Resztę drogi spędziliśmy przy jego muzycznej playliście, która bardzo przypadła mi do gustu. Zazwyczaj nie oceniałam ludzi po tym czego słuchają, ale to miało również dla mnie wielkie znaczenie. Piosenki potrafią zdradzić to jaki jest człowiek, czego się obawia, co jest powodem jego smutku a co szczęścia. Po przesłuchaniu, mogłam spokojnie stwierdzić, że ja i Harry obawiamy się, cieszymy i jesteśmy smutni z tych samych powodów.
      Po dwudziestu minutach ujrzałam z swój dom.
-To tutaj.-powiedziałam a samochód zatrzymał się-Dziękuję.-posłałam chłopakowi ciepły uśmiech.
-Nie ma za co. Może odprowadzić cię pod drzwi?
-Nie, dam sobie radę.-odpowiedziałam.
Zabrałam swoje rzeczy, pożegnaliśmy się i wysiadłam. W domu miałam być kilka godzin temu i bałam się, że mój ojciec obudzi się, albo jeszcze nie zasnął a wtedy będę miała poważne problemy. Otworzyłam furtkę i powoli zaczęłam kierować się w stronę drzwi. Gdy przed nimi stanęłam, wyciągnęłam klucze i powoli przekręciłam je w zamku. Najciszej jak mogłam weszłam, ściągnęłam buty i pobiegłam schodami do swojego pokoju. Nie wiem nawet czy ktokolwiek był w domu, skoro wychodząc zostawiłam go pustego. Nawet jeśli, to uszło mi na sucho i mój tato śpi. Gdy weszłam do swojej sypialni i zamknęłam drzwi, pierwsze co rzuciło mi się w ciemności w oczy było duże łóżko. Natychmiast podeszłam do niego, usiadłam, ściągnęłam spodnie i kurtkę. Nie miałam siły na szukanie swojej piżamy. Na krześle przy którym stało biurko, postawiłam torebkę po czym w samej bieliźnie i koszulce nakryłam się usiłując zasnąć. To nie było łatwe. Pierwszą osobą, o której pomyślałam była oczywiście Emily. Zaniosłam się płaczem i pomimo tego jak bardzo próbowałam się uspokoić, cały czas w mojej głowie krążyły tylko wspaniałe chwile spędzone z przyjaciółką. Pewnie teraz wróciłybyśmy zmęczone z imprezy, rozmawiałybyśmy bądź zasnęły przytulone do siebie. Było mi tak cholernie przykro, smutno, czułam się samotna... Nie do opowiedzenia było to co właśnie czułam. Płakałam do godziny siódmej. Wtedy zasnęłam, ale nie na długo...
***
Jak podoba Wam się ten rozdział? 
PROSZĘ, JEŚLI GO PRZECZYTAŁEŚ-SKOMENTUJ.
Rozdział 3 będzie dużo dłuższy i możliwe, że poznacie trochę tę historię z perspektywy Harrego:)  Mam nadzieję, że spodobało Ci się i zaglądniesz tu częściej x 
~Jade.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 1: Katherine

-Ta dziewczyna... to ktoś kogo znasz, tak?-zapytał.
-To moja przyjaciółka, Emily. Kocham ją najbardziej na świecie, jest jedyną tak bliską mi osobą. Mam wsparcie tylko u niej. Jest dla mnie jak rodzina.- poczułam, że łzy cisną mi się do oczu. -Jeśli wyjdzie z tego wszystkiego cało będę najszczęśliwszą osobą na tej Ziemi.- rozpłakałam się.
Harry pokazał gestem, aby się do niego przytuliła. Jego ciepłe ramiona objęły mnie najdelikatniej jak tylko mogły.
-Cii... Nie płacz. Jestem pełen nadziei, że niedługo znów zobaczysz swoją przyjaciółkę z uśmiechem na twarzy. Wierzę w to i ty też powinnaś.
Takie słowa nigdy na mnie nie działały. Zawsze gdy ktoś próbował mnie pocieszyć, nawet najszczersze słowa i przekazy nie sprawiały, że poczułam się lepiej. Jednak przy Harrym poczułam się inaczej.. Przestałam płakać. Zupełnie jakby mnie zahipnotyzował. Odkleiłam się i usiadłam prosto. Był inny, podobał mi się, ale to nie zmieniało faktu, że nadal był obcą osobą o której nic nie wiem. I nie wiadomo co się dowiem.
-Dlaczego byłeś w tym klubie?- zapytałam.
-Miałem ciężki dzień. Pokłóciłem się w zespole i miałem taki impuls... Wiesz, wejść do klubu i porządnie się napić.- uśmiechnął się smutno.-Ale nie zdążyłem.
-Chwila.. W zespole? Jesteś w zespole?
-Ah, no tak. Czasami zapominam, że ktoś mnie nie rozpoznaje. Może kojarzysz.. Moje nazwisko to Styles. Zespół One Direction.
      Gdy wypowiedział te słowa przestałam cieszyć się z tego, że siedzę akurat obok niego. Nie miałam dobrej opinii o celebrytach. Na dodatek to co powiedział brzmiało trochę jak "Nie znasz mnie? Oh jak to w ogóle możliwe? Jestem Harry Styles, tak TEN HARRY STYLES. Chcesz autograf?". Nie ukrywałam jak bardzo mnie to od niego odtrąciło.
-O co chodzi? Dlaczego tak na mnie patrzysz? Coś nie tak?- zdziwił się.
-Niee, oczywiście wszystko w porządku.- prychnęłam.
      Siedzieliśmy nic do siebie nie mówiąc. Podeszłam do okna. Na ten moment wszystko, nawet liczenie samochodów na parkingu było ciekawsze od patrzenia na Mr. SuperMan Styles. Na zewnątrz panował zmrok, tylko latarnie oświetlały plac przed szpitalem. Udawałam silną, nie płakałam, lecz wgłębi pękało mi serce i myślałam tylko o Emily. Co jeśli właśnie jej serce przestało bić i lekarze walczą o jej życie? Co jeśli... Rany, Katherine opanuj się! Dlaczego ja w ogóle o tym myślałam? Powinnam być pełna nadziei a zamiast tego wymyślam smutne scenariusze. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie lekarz. Miły pan w białym fartuchu wyszedł drzwiami z napisem "Blok Operacyjny" i podszedł do mnie.
-Przepraszam... Ty jesteś znajomą tej dziewczyny, która została tutaj przywieziona?
-Tak.- powiedziałam przestraszona tym co zaraz usłyszę.
-Potrzebujemy kontakt do jej rodziców.
-Tak, oczywiście.-powiedziałam wyjmując telefon z kieszeni.-Ale.. Czy z nią wszystko dobrze?
-Nie do końca... Przykro mi to mówić, ale.. Emily nie udało się uratować. Robiliśmy co w nasze..
-Co?! Ale to nie możliwe...-zaczęłam chodzić panicznie po korytarzu nie wierząc w to co słyszę. Nie wyobrażałam sobie życia bez Emily. To co się działo teraz w mojej głowie było nie do wyobrażenia... Usiadłam na krześle i schowałam twarz w dłonie. Zaczęłam płakać.
-Potrzebujemy kogoś kto powiadomi jej rodziców... Po prostu powie, aby tutaj przyjechali. Czy...Czy możesz to zrobić?-lekarz zapytał niepewnie.
Pokiwałam głową. Doktor odszedł, natomiast podszedł do mnie Harry.
-Kath...
-Zostaw mnie w spokoju!
-Skoro chcesz żebym Cię zostawił to lepiej już pójdę. Daj mi swój telefon, wpisze mój numer. Dasz mi znać jakbyś mnie potrzebowała.
Przekazałam mu telefon i prychnęłam śmiechem.
-Taak. Oczywiście weź mój numer "jakbym cię potrzebowała" a potem...
-A potem co Katherine? Mam skasować ten numer? Za kogo mnie masz?
-Hmm, no wiesz, za kogoś super sławnego kto będzie udawał, że jest tylko normalnym człowiekiem, potrafi ufać i być godnym zaufania a na końcu i tak wyjdzie inaczej, jak zawsze jest z wami!
-Mam skasować?
Pomimo wszystko, cicho zaprzeczyłam.
-Nie jestem tym za kogo mnie uważasz Katherine.-oddał mi telefon.-Może i celebryci nie mają najlepszej opinii, ale uwierz... Nic o mnie nie wiesz.- powiedział bardzo spokojnie, cichym głosem po czym tak po prostu wstał i wyszedł. Spieprzyłam. Było mi przykro, nie powinnam go osądzać. Ponownie podeszłam do okna i patrzyłam jak Harry wsiada do samochodu i odjeżdża. Spojrzałam na mojego iPhone'a. Zapisałam jego numer i weszłam w kontakty. Miałam bardzo ważny telefon do wykonania.  "Mama Emily"- wybrałam.
-Halo..? Co się stało Katherine, dlaczego dzwonisz o 12 w nocy?- odpowiedziała zaspanym głosem
-J-ja przepraszam, że cię budzę, ale... musisz przyjechać do szpitala.-byłam z mamą mojej przyjaciółki na "ty"-Chodzi o Emily.
-Już jadę, ale jak to?! Co się stało?!
-Ona...
-Katherine proszę... Powiedz, że to nie prawda.
-Proszę przyjedź tu..-powiedziałam zanosząc się płaczem i rozłączyłam.
To były najgorsze momenty mojego życia.
***

piątek, 27 grudnia 2013

Prolog

         Sprawdziłam czy drzwi od mojego domu (właściwie to mojego ojca) są dobrze zamknięte po czym wrzuciłam klucze do skórzanej torebki. Zaczęłam kierować się w stronę furtki gdy rozbrzmiał mój telefon. -Słucham?
-Hej, czekam już na ciebie, gdzie jesteś?- usłyszałam wesoły głos mojej przyjaciółki Emily.
-Wychodzę z domu niedługo będę.- odpowiedziałam.
-Pospiesz się.
       Rozłączyłam się i przyspieszyłam kroku. Do klubu nie miałam daleko, ale nie chciałam by moja przyjaciółka długo na mnie czekała. Uwielbiałam spacery. Idąc szerokim chodnikiem rozglądałam się podziwiając dosłownie wszystko. Od przyrody, przez przejeżdżające samochody aż po roześmiane twarze ludzi, którzy mnie mijali. Może nie było tak idealnie jak jest w małych miastach, ale nie narzekałam. Londyn również jest przepiękny, pomimo dużego ruchu na ulicach. Zwolniłam gdy z daleka ujrzałam duży budynek, pod którym stało kilka osób. Ochroniarz pilnował, aby po schodkach w dół, do dużego pomieszczenia dostały się tylko pełnoletnie osoby. Kolejka była niewielka, bo dopiero zapadał zmrok, lecz pomimo tego wszyscy musieli czekać aż wybije godzina 20:00.
      Gdy byłam już blisko celu podbiegłam do Emily, aby ją przytulić.
-I jak sytuacja?- zapytałam.
-Dobrze. Niedługo zjawią się jeszcze Sam, Nicola i Sebastian.
-To jeszcze ich nie ma?- powiedziałam rozglądając się po osobach, które stoją pod dużym,czarnym szyldem z napisem "Klub NIGHT MAGIC".
Przyjaciółka zaprzeczyła. Porozmawiałyśmy chwilę, lecz nie miałyśmy dużo czasu, gdyż dochodziła godzina dwudziesta i wysoki umięśniony ochroniarz przepuścił nas abyśmy weszłyśmy do klubu. Nie było jeszcze tak głośno jak zazwyczaj jest, gdy impreza się rozkręca. Usiadłam z Emily przy barze i zamówiłyśmy tradycyjnie naszego ulubionego drinka- mojito.

       
        Muzyka dudniła w uszach. Nikt nie przejmował się niczym, ważny był tylko taniec. Każdy czuł się wolny i to było najlepsze w klubach. Śmiałam się razem z Nicolą i Sebastianem obserwując
wygłupy innych ludzi. Sam i Emily również tańczyli, ale gdzieś na boku. Po jakiejś chwili Sam podszedł do nas. Starałam się nie spuszczać wzroku z mojej przyjaciółki jednocześnie dobrze się bawiąc. Klub to również niebezpieczne miejsce a nie było przy niej nikogo znajomego komu mogłaby ufać
        Nagle wszystko jakby spowolniało. Sekundy mijały dłużej niż zwykle. Zatrzymałam się w tańcu patrząc ciągle w jeden punkt. Wysoki, przystojny mężczyzna również patrzył się na mnie. Zupełnie jakby nic innego nie istniało tylko my. Nie widziałam dokładnie jego oczu, gdyż stał daleko ode
mnie, ale wiedziałam, byłam pewna, że są równie piękne jak on. Niesforne loki opadały na jego twarz. Patrzyłam na niego do momentu, w którym usłyszałam coś strasznego. Krzyk. Miałam wrażenie, że słyszę głos Emily dlatego zaczęłam dokładnie rozglądać się po osobach w klubie, z nadzieją, że wszystko było wymysłem wyobraźni. Nie zauważyłam jej. Przestraszona wybiegłam z klubu. Oglądnęłam się i zobaczyłam, że ktoś podąża za mną. Gdy pokonałam schody, stojąc na chodniku patrzyłam panicznie we wszystkie strony mając nadzieję, że uda mi się rozszyfrować skąd pochodzi krzyk. Nawet jeśli to nie była moja przyjaciółka ktoś ewidentnie potrzebował pomocy. Pobiegłam w prawo. Skręciłam w ciemną uliczkę i.. krzyk wydobył się z moich ust. Szybkim krokiem podeszłam do zakrwawionego ciała. Nie widząc twarzy odwróciłam głowę osoby w moją stronę i łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu. Emily. Najważniejsza osoba w moim życiu właśnie leżała ze śladem postrzału w klatce piersiowej i nie oddychała.
       Chciałam działać szybko, ale coś mnie trzymało. Usłyszałam za sobą piękny głos, ktoś prawie krzyczał do mnie z brytyjskim akcentem.
-Co się tu dzieje?!
Gdy się obróciłam ujrzałam przystojnego mężczyznę z klubu. Powiedziałam, aby zadzwonił po pogotowie i to jak najszybciej. Wyciągnął telefon i wystukał numer...
-Halo? Na ulicy High Street 56 niedaleko klubu miał miejsce wypadek. Została postrzelona dziewczyna...
Po chwili rozłączył się i podszedł do mnie.
-Spokojnie, odsuń się.
Zrobiłam to co kazał. Zaczął udzielać pierwszą pomoc. Starał się do momentu, w którym przyjechała karetka. 3 panów wyskoczyło z powozu, jeden podbiegł do nas aby zobaczyć stan dziewczyny, pozostałych dwóch wyciągnęli nosze z tyłu auta.
-Jest puls!- krzyknął jeden z nich, po czym podniósł dziewczynę i położył na nosze.
-Szybko, nie traćmy czasu!- krzyknął drugi.
-Przepraszam, czy mogę zabrać się z Wami do szpitala?! -zapytałam ratowników.
-Przykro nam, ale nie.
 Patrzyłam jak karetka odjeżdża. Zaczęłam płakać. Podszedł do mnie chłopak i objął w swoje ramiona. Powiedział, że zawiezie mnie do szpitala. Zgodziłam się, lecz przystanęłam na chwile.
-Moment... Piłeś coś w klubie?
-Nie. Możemy spokojnie jechać.
Zanim weszłam do auta poszłam jeszcze po moją torebkę. Zeszłam po schodkach i zaczęłam kierować się w stronę stolika przy którym siedział Sam. Wzięłam torebkę i pomimo rzucanych pytań przez przyjaciela zignorowałam go i uciekłam. Wsiadłam do samochodu i przez całą drogę nie zamieniłam ani jednego słowa z chłopakiem z klubu. Nie byłam w stanie nawet pozbierać myśli. Widziałam przed sobą tylko obraz zakrwawionej Emily.
      Weszliśmy do szpitala.
      -Przepraszam? Przed chwilą została przywieziona tutaj postrzelona dziewczyna. Można wiedzieć gdzie teraz jest?- zapytałam pani recepcjonistki.
-4 piętro, blok operacyjny. Proszę zaczekać w korytarzu.
Podziękowałam po czym nacisnęłam okrągły guziki i dosłownie wbiegłam do windy, jakby to miało ją przyspieszyć. Zaczęłam walić w przycisk z cyfrą "4".
-Spokojnie! Ten przycisk nic Ci nie zrobił....- chłopak przytrzymał lekko moją rękę.
Nie odpowiedziałam nic, lecz uspokoiłam się. Wysiedliśmy z windy i szliśmy długim korytarzem. Gdy już zauważyłam drzwi z napisem "Blok operacyjny" usiadłam na krześle jak i mój towarzysz.
-Nie denerwuj się. Wszystko się będzie dobrze.- powiedział.
Teraz dokładnie widziałam jego oczy. Tak jak przypuszczałam, były piękne. Głęboka zieleń... Nigdy nie lubiłam nawiązywać kontaktu wzrokowego, jednak przy nim to była czysta przyjemność.
-Tak bardzo ch-chciałabym cofnąć czas i pójść do tego klubu bez niej. N-niepotrzebnie ją namawiałam- ledwo wydukałam.
-To nie Twoja wina... Nie zadręczaj się. Jestem Harry.- podał mi rękę.
-Katherine.- odwzajemniłam gest.
 ***
 Proszę, napisz w komentarzu co o tym sądzisz. 
To bardzo motywuje mnie do dalszej pracy.
Mam nadzieję, że Ci się spodobało i wrócisz tu po więcej. :) 
~Jade.  

Wyjście